Gdy wiara umiera |
15 października 2015, Czesław Budzyniak Kiedy czytamy naszą Biblię, napotykamy świętych ludzi, obok których nie sposób przejść obojętnie, nie zważając na ich radości i smutki, a także okoliczności, w których żyli, dokonywali wielkich działań w imię swojego Boga. Później w innych okolicznościach, tych samych ludzi wiara zaczyna umierać, wywołując nasze zdumienie i smutek. Jednocześnie uświadamia to nam, że i nasza wiara może nie zawsze będzie odpowiadać Bożemu oczekiwaniu. Jest bowiem noszona w kruchym naczyniu glinianym, podobnym do naczynia Ewy w Edenie, którą szatan zwiódł. Nas też może on zwieść. Jaki to stan człowieka, kiedy wiara zaczyna umierać? Co się z nim wtedy dzieje, o czym myśli, co zaczyna robić? Przywołałem do mojej pamięci kilka przykładów, które miały miejsce wśród ludzi podobnych do nas. Może ich pozycja społeczna była inna, ale żyli kiedyś, jak my dziś żyjemy. Zapraszam czytelników do Starego Testamentu. Pragnę podać jeden przykład ku przestrodze, by w podobny sposób nie stracić wiary, która nieco wcześniej miała się całkiem dobrze, a później umarła. Za naruszanie Bożych przykazań nie ma ceny, którą by można później zapłacić. 52 lata drogi za Panem nie wystarczyły, by Pan wybaczył zniewagę Bożego porządku, którego dopuścił się król Uzzjasz. Jego zachowanie i postawa to klasyczny przykład arogancji i głupoty, a także pychy, która popycha do poszukiwania chwały dla siebie. Uzzjasz zapragnął być kimś innym niż był dotąd. Szkoda tylko, że nie wiemy, co przez to chciał osiągnąć. Wniosek jednak nasuwa się oczywisty: Czy dla młodego, czy starego człowieka, skutek pychy zawsze będzie jednakowy – poniżenie i śmierć wiary. Tak było z Uzzjaszem, który doszedł do szczytu swej kariery w sławie, ponieważ czynił to, co prawe w oczach Pana. Później jednak to się zmieniło. Krok źle postawiony, nieprzemyślany albo źle przemyślany, uczynił z niego człowieka pożałowania godnym, bez możliwości naprawienia swego błędu. W końcu nawet w rodzinnym grobowcu nie mógł spocząć. Ta smutna historia, niech będzie dla każdego z nas dziś przestrogą, by nie stracić tego, co zostało osiągnięte. Czy w dłuższym, czy krótszym stażu wiary, ale osiągnięte. Więc trzymaj co masz, bo Uzzjaszowi nie udało się utrzymać owoców swej wiary. Teraz inna postać Bożego człowieka, który idzie przez życie ze swoją wiarą, spotyka się z ludźmi wierzącymi i niewierzącymi, przychylnymi sobie i bardzo wrogo nastawionymi. Tak wrogo, że monarchini Izabela powiedziała krótko: jutro o tym czasie uczynię z twoim życiem to samo, co z życiem każdego z nich (śmierć proroków Baala) (1Król.19,2). Mam tu na myśli oczywiście mieszkańca Tiszbe z Gieladu, a jest nim długowłosy prorok Eliasz, przepasany pasem skórzanym wokół swoich bioder. Teraz jego nowa sytuacja, odmienna niż w minionych tygodniach, a nawet miesiącach, spowodowała zwątpienie w przedsięwzięcia, które podejmował w imię swojego Boga Jahwe. A dokonał rzeczy wielkich jak żaden inny prorok. Na jego modlitwę deszcz nie padał przez trzy i pół roku. Później modlitwą otworzył niebo i deszcz zaczął padać. Modlitwą sprowadza ogień na swą ofiarę na oczach 450 proroków Baala i ludu Izraela. Dokonuje jeszcze kilka innych ciekawych wydarzeń. I te wszystkie razem wzięte wydarzenia nie wystarczyły, by utrzymać wiarę na odpowiednim poziomie. Nie chce stać się ofiarą drapieżnej córki Sydonu Izabeli, oddala się od niebezpiecznego miejsca, siada pod jałowcem i woła do swojego Boga: Dosyć! Chcę umrzeć. Strach, zniechęcenie a może zmęczenie, może głód, mogły spowodowału też i zwątpienie. Dobrze, że w tym czasie Eliasz zdolny był jeszcze posłuchać Bożego polecenia. Dopiero u podnóża góry Horeb, w jaskini, otrzymał pocieszenie i utwierdzenie swojej wiary, która z pewnością ożyła. W tym samym duchu co duch Eliasza jest syn Elżbiety i Zachariasza zwany później Janem Chrzcicielem. Jako pierwszy wyznaje swoimi ustami i składa świadectwo o Synu Boga: Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata (Jan 1,29). On musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym (Jan 3,30). Słyszy Boży głos jak grzmot w czasie burzy: Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem (Łk.3,22). A po kilku tygodniach, może miesiącach, w innych okolicznościach, kiedy znajduje się w więzieniu, zadaje pytanie: Czy to Ty jesteś, czy innego mamy czekać? (Mt.11,3). Jakie to smutne, jak bardzo smutne, gdy wiara ustępuje zwątpieniu, nawet u takich ludzi jak Jan Chrzciciel. Te dwa ostatnie przykłady, o których wspomniałem, mówią wprawdzie o upadku wiary, o jej osłabieniu, ale nie z powodu grzechu tylko z powodu przykrych okoliczności. Jak jednego męża Bożego tak i drugiego spotkało doświadczenie smutne i bardzo bolesne, jakim jest prześladowanie. Stąd powątpiewanie i zniechęcenie do dalszej działalności, ale nie śmierć wiary, jak w przypadku króla Uzzjasza . Z przyjemnością czytamy o betlejemskim pasterzu owiec. Trochę zuchwałym, bo jest młodym i urodziwym młodzieńcem kochającym swojego Boga Jahwe i swój naród. Bez przygotowania na polu walki, bez oręża wojennego pokonuje ostoję armii filistyńskiej jednym kamieniem wyrzuconym z procy. Proca to takie ręczne urządzenie, które służyło pasterzom do zabawy i zabicia czasu, pozwalała rzucać kamykiem do celu. Dawid jednak nie pokładał nadziei w swoich umiejętnościach, lecz powiedział do Goliata: …ja wyszedłem do ciebie w imieniu Pana Zastępów, Boga szeregów izraelskich, które ty zelżyłeś. Wyrzucił kamień z procy, który tafił w czoło Filistyna i ten padł na ziemię. Potem pozostało świętowanie zwycięstwa. Z przyjemnością też czytamy jedenasty rozdział listu do Hebrajczyków o ludziach, którzy dokonali wielkich Bożych dzieł w imię swojego Boga, w którego wierzyli. I słusznie autor mówi: czasu by mi nie starczyło, gdybym miał opowiadać o sędziach, królach, czy prorokach. Ale 36 wiersz zmienia ton i nastrój wydarzeń mówiąc: Drudzy zaś doznali szyderstw i biczowania, więzów i więzienia. Byli kamienowani, paleni, przerzynani piłą, mieczem zabijani, błąkali się w owczych i kozich skórach wyzuci ze wszystkiego, uciskani i poniewierani. Ci, których świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi. A wszyscy ci dla swej wiary zdobyli chlubne świadectwo … Ileż to razy zastanawiałem się nad losem tych najzacniejszych ludzi wśród swoich narodów i ich wiarą. Jaki też poziom ich wiary być musiał, by przetrwać chwile błąkania się po pustyniach i górach pozbawionych godności człowieka, na których prześladowcy patrzeć byli niegodni. Zawsze w końcowym efekcie rozważania o tym przychodzi myśl: to dzięki żywej wierze mogli zdobyć chlubne świadectwo i przeżyć życie godne Ewangelii Chrystusowej. Zadaję sobie czasem pytanie, jak utrzymać wiarę w kruchym naczyniu glinianym? Jak utrzymać przy życiu, żeby nie umarła w rozmaitych okolicznościach? Sądzę, że odpowiedzią może być to ważne stwierdzenie Pana Jezusa, które i dziś jest wciąż aktualne: Błogosławiony jest ten, kto się mną nie zgorszy (Mt.11,3) - B.T.: …kto we mnie nie zwątpi. Nasza wiara albo powiem inaczej: moja wiara podobna jest do wiary ojca chorego chłopca, który przyszedł do Jezusa i zapytany właśnie o wiarę odpowiedział: wierzę, ale pomóż memu niedowiarstwu. Albo prosimy: przymnóż nam wiary. To dobrze, a nawet może lepiej, bo proszenie o wiarę też jest jej wyrazem. Powiem więcej: głębokie westchnienia skierowane w stronę naszego Boga też są wyrazem naszej wiary, czasem wystarczającej nawet do tego, by górę przenieść i rzucić ją w morze. Nie dziwi mnie upadek Piotra, który zapewniał Pana o swojej wierze. Powiedzcie, jak mogła jego wiara nie upaść, gdy stał na dworze kapłanów, przy ognisku i patrzył na Jezusa przed Radą Najwyższą. Jezus stał tak jak człowiek bez mocy. Nic nie widział Piotr w Jezusie z tego, co widział wielokrotnie wcześniej. Patrzył i wiara jego zaczęła umierać. Dlatego nie dziw się dziś, gdy stoisz w wierze i widzisz siostrę czy brata, którego czasem wiara się zachwieje. Apostoł pozostawił takie ostrzeżenie: A tak kto mniema, że stoi, niech patrzy, aby nie upadł (1Kor.10,12) albo: My, którzy jesteśmy mocni, winniśmy wziąć na siebie ułomności słabych. Nasze chrześcijańskie życie polega na dotrzymaniu wierności Temu, który zna wszystkie tajemnice, dotrzymaniu wierności w różnych okolicznościach i wtedy, kiedy kroczysz przez życie z uniesioną głową, radością i jesteś mocny, i wtedy, kiedy trzymasz twarz w swoich dłoniach, płaczesz cicho i słyszysz tylko szept: Błogosławiony kto we mnie nie zwątpi … |